numer 1/88          styczeń 1988

 

w numerze m.in.:

  • PANORAMA OPOZYCJI – rozmowa z Janem Lityńskim (patrz poniżej)
  • Krajobraz walki
  • Kaganiec oświaty
  • Nasza pamięć pełna jest krwi, bólu i krzywdy
  • Interwencje

 
PANORAMA OPOZYCJI

rozmowa z JANEM LITYŃSKIM
b. działaczem KOR, ekspertem „Solidarności”

W swoim artykule, opublikowanym na łamach „tygodnika Mazowsze”, twierdzisz, że „skończył się czas negacji, czyli okres kiedy władza starała się rządzić bez społeczeństwa, a społeczeństwo odpowiadało pogardą i nienawiścią”. Czy można rozumieć, że rozpoczął się okres… akceptacji władzy?

W żadnym wypadku! Uważam natomiast, że skończył się pewien okres działalności tylko podziemnej, z natury rzeczy nastawionej na „nie”. Nie twierdzę, że władzę należy zaakceptować, natomiast sądzę, że dzisiaj trzeba wyjść z tymi pozytywnymi propozycjami, które „Solidarność” dotychczas wypracowała, spróbować je aktywnie realizować. Często wbrew władzy, często w starciu z pewną częścią aparatu władzy, a niekiedy nawet przy pewnej zgodzie władzy.

Czyli oznacza to pewnego rodzaju przesunięcie akcentu z działalności w ukryciu na działalność bardziej jawną…

Tak, na działalność wśród ludzi. Skuteczna działalność społeczna może być tylko działalnością jawną. To oczywiście nie dotyczy wydawania pism, techniki itp. To obecnie nie może być jawna struktura kolportażowa – gdyby taka była, zostałaby zniszczona.

W swoim artykule stwierdzasz, że zauważasz zmianę zachowań władzy, m.in. realizowania niektórych postulatów „S”. Na czym polega ta zmiana zachowań i o jakie postulaty chodzi?

Wydaje mi się, że władza od początku, jeszcze przed 13 grudnia, do swoich programów wpisała pewne postulaty „S”. W programie władzy przyjmowały one postać karykaturalną, ale były. Tak było np. z całą ideą niezależnych związków zawodowych, z ideą samorządności. To wszystko władza w sensie frazeologicznym przyjęła, musiało to również przyjąć konkretny kształt, choć różny od proponowanego przez „S”. Dowodzi tego cała sprawa OPZZ-tu. To nie jest przecież dawny CRZZ, nie jest to typowa leninowska transmisja partii do mas. Neozwiązki są na poły autentyczne, na poły nie. Autentyczne są wówczas, gdy zajmują się problemami ludzi pracy, nieautentyczne zaś dlatego, że są całkowicie zależne od władzy.
Władza przejęła od ruchu „S” pojęcie różnorodności interesów w społeczeństwie, odrzucając dawne pojęcie „polityczno-moralnej jedności narodu”. Również samorządy, aczkolwiek nie pełnią tej roli, która była postulowana przez „S”. jednakże w dużym stopniu są samodzielne. Dalecy jesteśmy od autentycznego samorządu terytorialnego, niemniej władza już mówi o tym postulacie, w jakimś stopniu będzie on zapewne zrealizowany. Dlatego mówię, że skończył się czas negacji, ponieważ ilość postulatów, które można wprowadzić w życie zależy od aktywności ludzi.

Czy można przyjąć, że zamiary władzy są szczere, tzn. rzeczywiście w jakimś stopniu dąży ona do demokratyzacji, oparcia gospodarki o prawa rynkowe?

Zamiary władzy są takie, jakie jej czyny, Jesteśmy w takiej sytuacji, że władza coś musi robić. Robi to nie dlatego, że jest taka dobra – tylko dlatego, że sytuacja ją do tego zmusza. Nie ma problemu naszej wiary w szczerość intencji władz, jest natomiast problem, jak my na konkretne posunięcia władzy odpowiemy. Nie mogą to być deklaracje typu „my władzy nie wierzymy”, czy też odwrotnie – muszą to być konkretne posunięcia polityczne. Zamiast obrzucać władzę kalumniami, winniśmy umiejętnie reagować na polityczne posunięcia przeciwnika.

Czy widzisz szanse na kompromis pomiędzy władzą a „Solidarnością”, w wyniku którego „S” mogłaby przynajmniej częściowo zostać zalegalizowana?

Uważam, że „S” musi dążyć do legalizacji. Szanse na kompromis zależą także od tego, na ile nasze dążenia do legalizacji zostaną poparte przez ludzi w zakładach pracy, na ile „S” będzie w stanie utworzyć autentyczny związek zawodowy, funkcjonujący w zakładach pracy. Jeżeli tak się stanie, legalizacja będzie wówczas akceptacją faktu dokonanego. „S” musi do tego dążyć.
Nie wierzę natomiast w jakiś wielki stół negocjacyjny, przy którym „S” będzie negocjowała z władzą wszystkie problemy życia społecznego. Wierzę w kompromis polegający na tym, że w różnych dziedzinach życia społecznego będzie następowała pewnego rodzaju równowaga między dążeniami władzy, a dążeniami społeczeństwa. Pomiędzy dążeniami do zniesienia tego systemu, a chęcią władzy zachowania go w całości. Tego typu kompromis życia jest w tej chwili Polsce konieczny. Musi się to odbyć z udziałem „S”, dlatego że bez udziału „S11 nie ma zasadniczych refom zmieniających ten kraj. Można rządzić bez „S”, ale nie można bez niej wprowadzić zasadniczych zmian.

Uważasz, że „Solidarność” jest opozycją polityczną, o tyle nietypową, że nie dąży do obalenia władzy, chce jedynie zlikwidować system. Czy dążenie to nie zakłóca widoków na kompromis?

Niewątpliwie w jakimś sensie zakłóca. Siła „S” tkwi jednak w tym właśnie, że nie robi kompromisów ideowych, dąży natomiast do kompromisów faktycznych. Gdybyśmy powiedzieli, że „S” nie dąży do zniesienia systemu, to po pierwsze byłaby to nieprawda, po drugie „S” utraciłaby swój zasadniczy wizerunek ideowy. Ideą „S” był inny system, oparty na współpracy społecznej, sprawiedliwości, demokracji. Z tych idei nie wolno zrezygnować.

Czy nie jest to równoznaczne z obaleniem obecnej ekipy rządzącej?

„S” nie dąży do objęcia władzy, w jej programie nie ma również zadania objęcia rządów. Niewątpliwie natomiast, proces który zapoczątkowała „S”, zahamowany w grudniu 1981, jest procesem ewolucyjnym, zmierzającym do zniesienia komunizmu. Ale „S” nie chce tego robić drogą rewolucyjną, poprzez np. powstanie zbrojne, ale drogą dokonywania zmian społecznych. W tej drodze, przez dość spory odcinek czasu, jest możliwość współpracowania z władzą jaka jest. W wyniku tej współpracy można by odbudować to wszystko, co władza systematycznie niszczyła przez ponad czterdzieści lat, w ten sposób utworzyć przyszły niepodległy, demokratyczny kraj.

Jak wiadomo, o dynamice, ruchów społecznych decydują zawsze ludzie młodzi. Wszelkie reformy, to jakby ich „specjalność”. Jak widzisz problem „Solidarność” a młodzi?

Wydaje mi się, że dotychczas mechanizm konspiracji był zamknięty na przyjmowanie nowych ludzi. Dlatego „S” w coraz wyraźniejszym stopniu cierpiała na pewnego rodzaju „uwiąd starczy”. Wczorajsi dwudziestolatkowie zamienili się w trzydziestolatków, zmienił się w ten sposób wiek „S”. Młodych ten mechanizm spychał do rozmaitych grupek wzajemnej adoracji, w których nawzajem podniecano się, jak to my nic łubiny „czerwonego”.
Obecnie zmienia się ta sytuacja, przechodzi się do działalności bardziej jawnej — jest to szansą dla młodych. RUCH „S” BEZ LUDZI DWUDZIESTOKILKULETNICH – JEST RUCHEM, KTÓRY NIE MA SZANS POWODZENIA. „S” jest atrakcyjna dla młodych, oferuje możliwość konkretnych działań w konkretnych środowiskach. Są to działania w zakładach pracy, w samorządzie, w sferze intelektualnej, jest’ to szkoła politycznego myślenia i działania. Niewesoła jest natomiast ogólna sytuacja – wielu młodych ludzi nie wiąże z działaniami społecznymi większych nadziei .Bardziej liczą na wyjazd za granicę, wejście w jakieś prywatne układy.

Czy nie są konieczne jakieś nowe formy pracy związku…

Przede wszystkim związek powinien młodych przyjmować! Formy działania będą proponować ci, którzy mają zamiar działać. Młodzi mają wymyślić formy działania dla siebie, na tym polega autentyczność.

Potrzebny jest nam związkowy „WiP”…

To bardzo dobry przykład. „WiP” niewątpliwie z „S” wyrasta, tam właśnie młodzi ludzie próbują rozwiązywać nurtujące ich problemy. Tam też znaleźli odpowiednią formułę działania. W 1986 roku okazało się, że jest to nie tylko formuła skuteczna dla „WiP-u, lecz także pewien przekład dla innych organizacji.

Może w paru słowach scharakteryzujesz sytuację po referendum

Wynik tego referendum nie poddaje się takim prostym interpretacjom, Moim zdaniem władza pewne społeczne poparcie uzyskała, ale referendum przegrała. Po pierwsze za bardzo była pewna, że uzyska duże poparci – społeczne, po drugie nie postawiła ludzi wobec możliwości wyboru rozwiązania konkretnych problemów społecznych. Władze przebrała referendum niejako na własne życzenie. Nie postawiła ludzi przed pytaniami autentycznymi, np. o kształt polskiego parlamentaryzmu, sposób wyboru posłów na Sejm itp. Mogła pytać o samorząd terytorialny, o ograniczenie zbrojeń, o pluralizm związkowy. Władza po prostu postawiła na siebie – musiała więc przegrać! Dowodzi to, że „S” przyjęła właściwą postawę wobec referendum, ignorując je jako zwykłą farsę.
Wynik referendum jest zaskakujący, niewielu mogło się tego spodziewać. Po raz pierwszy władza komunistyczna przegrała coś, co sama zorganizowała. Czy będzie to poważny fakt, decydujący o losach kraju – to zalety od nas, nawet mniej od władzy. Ludzie mogą odebrać ten sukces, jakim jest wynik referendum, jako zachętę do działania, ale również jako zachętę do czekania. Jeśli to pierwsze – to rysuje się możliwość nowych, głębokich działań reformatorskich. Jeśli to drugie – pozostaniemy w tym samym miejscu.

Dziękujemy za rozmowę.

Rozmawiał: Andrzej (Ryszard M. Zając)

 

numer w pdf – BAJTEL nr 1/88

 

WESPRZYJ PROJEKT – WPŁAĆ PROSZĘ DATEK NA KONTO FUNDACJI: 71 1020 2498 0000 8902 0590 7557

 



 

pobierz blankiet wpłaty